W tenisie ziemnym nie ma miejsca na parytet. Idee feministyczne na mączce, trawie czy nawierzchni twardej są z mojego punktu widzenia nie do przyjęcia.
Parytet w polskiej polityce się nie sprawdził. Mam nadzieję, że mądrych i profesjonalnych kobiet będzie w polityce przybywać, ale nie z pomocą odgórnych (czyli nie wolnościowych) regulacji list wyborczych, tylko w związku z rozsądnymi wyborami głosującego społeczeństwa. W tenisie ziemnym pewnego rodzaju parytet działa, ale jest krzywdzący.
Oczywiście gdy idzie o pojedynki deblowe typu „mixed” (pary mieszane – M + K vs M + K) parytet jest rzeczą naturalną i ogólnie przyjętą. Analogicznie, kobiety mają swoje rozgrywki (WTA), które są odpowiednikiem męskich zmagań (ATP), i to jest ok.
Nie tak znów dawno temu tenisowy światek śledził rozgrywki jednego z 4 turniejów wielkoszlemowych, Australian Open 2012. Najwięcej emocji i późniejszych komentarzy dostarczył finałowy pojedynek rozegrany pomiędzy Serbem Novakiem Djokovicem (nr.1) i Hiszpanem Rafaelem Nadalem (nr.2) . Mecz zakończył się zwycięstwem Djokovica w 5 setach (5:7, 6:4, 6:2, 6:7 (5-7), 7:5) i trwał rekordowo długo jak na finał turnieju tej rangi bo 5 godzin i 53 minuty.
Jedni komentatorzy i znawcy dyscypliny przecierali oczy ze zdumienia podziwiając siłę, wytrwałość i determinacje atletów. Inni, choć pełni szacunku dla kondycyjnych wyczynów sportsmenów podkreślali, że jesteśmy świadkami doskonałego przykładu transformacji tenisa, który ze szlachetnej gry dwóch sprawnych i technicznie dobrych graczy, przerodził się w walkę cyborgów zdolnych po pięciu godzinach gry do 30-krotnego przebijania piłki przez siatkę.
Pod koniec transmisji z tego wydarzenia, gdy zapowiadano już blok reklamowy, jeden z najlepszych polskich tenisowych komentatorów (Poza Bohdanem Tomaszewskim, który komentuje mecze niezmiernie już rzadko) Karol Stopa powiedział rzecz istotną: „To nie do pomyślenia, że kobietom płaci się tyle samo pieniędzy za finał co im”.
Najdłużej trendowi zrównywania płac tenisistów i tenisistek opierał się najstarszy i najbardziej legendarny z turniejów tenisowych – Wimbledon. Przed 5 laty organizatorzy tego eventu zdecydowali, że przyszedł czas na „pójście z duchem czasu” i wynagrodzenie mężczyzn i kobiet sprowadzili do tego samego poziomu. Pierwszymi komentarzami były wypowiedzi znanych graczy – Niemca Tommy Haasa i Amerykanina Mardy’ego Fisha. Pierwszy zaprotestował zwróciwszy uwagę na to, że mężczyźni rozgrywają dłuższe pojedynki i mają większą konkurencję, drugi był jak najbardziej za, argumentując że wielu kibiców lubi w kobiecym tenisie długie wymiany.
Gdy przyjrzeć się finałowi Australian 2012, to nie sposób na brak długich wymian narzekać. Poza tym czynnikiem jest jeszcze jedna istotna rzecz – poziom gry. Z całym szacunkiem dla całej rzeszy bardzo dobrych tenisistek, ale gdy komentatorzy mówili o słaniającym się na nogach Nadalu i Djokovicu, to ja nie miałem i nie mam wątpliwości, że Nadal po 5 godzinach gry nie oddałby ani jednego gema świeżej i wypoczętej potencjalnej zmienniczce Serba. Nawet nr 1 kobiecego tenisa.
Apropo rankingów – jest to doskonały przykład rozchwiania kobiecego tenisa. Do niedawna nr 1 kobiecego tenisa, naturalizowana Dunka polskiego pochodzenia, Karolina Woźniacka była bardzo długo liderką WTA nie mając jednocześnie na koncie ani 1 zwycięstwa w wielkoszlemowym turnieju! Rzecz kompletnie bez precedensu w porównaniu do tenisa męskiego, gdzie 30-letni Roger Federer znajduje się od lat w ścisłej czołówce, (obecny nr 3) mając za sobą wielkie i cykliczne zwycięstwa wielkoszlemowe, i który w dalszym ciągu ma szanse na ich powielanie.
Czy widzieli Państwo różnice w sile, precyzji uderzeń, wszechstronności technicznej czy nawet dynamice gry mężczyzn i kobiet? Za przykład może posłużyć utytułowana tenisistka, Maria Sharapova, która do dnia dzisiejszego nie ma opanowanego bardzo istotnego uderzenia jakim jest smecz. U zawodników pierwszej setki męskiego tenisa nie ma mowy o tego typu niedociągnięciach.
Reasumując: mężczyźni zostawiają na korcie więcej sił i zdrowia, spędzają na nim zasadniczo więcej czasu podczas zawodów, są lepsi technicznie i fizycznie od kobiet, mają większą konkurencję oraz wykazują w swojej grze większą pewność i stabilność zagrań, a także formy. Myślę, że to wystarcza by za swoją pracę i talenty otrzymywali wyższe gaże od przedstawicielek płci pięknej.
Nikt nie mówi, żeby kobiety, których gra tenisowa również ma swój urok miały grać za małe pieniądze. Ale na Boga doceńmy brzydką płeć, która w tym sporcie jest w stanie z reguły utrzymywać swój serwis dłużej niż 3 gemy pod rząd!