Jakoś wybudowali nam drogi, wybudowali stadiony. Za drogo, bo za drogo ta impreza kosztowała podatnika, ale pal licho i z tym. Czy nasze współgospodarzenie na Euro 2012 sprawia, że jesteśmy mentalnie bliżsi zachodniej Europie?
Kiedyś Tymon Tymański w rozmowie ze mną mówił, że przeszkadza mu w Polakach „wąs polski”. Myślę, że wiem o co mu chodziło. Mnie też drażni. Można o nas powiedzieć sporo dobrego, ale nie to, że brakuje w kraju nad Wisłą przaśnych „panów Wiesiów czy Ryśków” z wąsem, którzy swój patriotyzm postrzegają tak, że od wielkiego dzwona wetkną sobie flagę w szybę auta, lub po kilku piwkach pokiwają się w rytm „Koko koko…” I to jest świadoma i egzaltowana duma narodowa. Dla mnie niestety to patriotyzm spod znaku „wieś tańczy, wieś śpiewa”.
Chyba jeden z pierwszych razów w życiu przychodzi mi się względnie zgodzić z Wojciechem Cejrowskim, który w jednym z wywiadów powiedział, że jak widzi ten biało-czerwony patriotyzm przyozdobiony fantazyjnym cylindrem, to „rzygać mu się chce”.
Mówi się, że Polska na Euro wygrała kurę wielkości godzili znoszącą złote jaja wielkości fiata 125 p. Nie będę polemizował tutaj ze skokiem infrastrukturalnym, czy sukcesem turystyczno-marketingowym, bo czas na podsumowania i rachunki przyjdzie po imprezie. Niestety nawet najbardziej pomyślna wizja mistrzostw Europy w piłce nożnej nie przybliży nas do europejskich standardów mentalnościowych.
Głośna była „afera”, w której prezes PZPN Grzegorz Lato rzekł, że jak nie z Ukrainą, to z Niemcami się euro zrobi. To w sumie nie było wcale najgłupsze zdanie prezesa. Osobiście zdecydowanie wolałbym gdyby Polska zrobiła imprezę wespół z naszymi zachodnimi sąsiadami, a nie Ukrainą.
Ukraina pokazała, że nie zasłużyła na organizację ME w piłce nożnej. Jest to kraj, w którym zagazowano w ciężarówkach i bestialsko zabito dziesiątki tysięcy bezdomnych psów. Kraj trawiony przez korupcję i łamiący prawa człowieka. Kraj, w którym nie obowiązują podstawowe standardy humanitaryzmu wobec zwierząt.
Polski nie było stać na głośny sprzeciw wobec mordowania czworonogów i traktowania poniżej godności, bądź co bądź byłej premier Ukrainy. Interes narodowy nie pozwolił. Pozwolił natomiast na burzę w szklance wody spowodowaną przejęzyczeniem prezydenta USA. Myślę, że Europejczycy nie są idiotami i mogli dostrzec różnice w naszych krajach, dlatego wcale jako Polska-gospodarz euro, nie musielibyśmy stracić nazywając zajścia na Ukrainie po imieniu.
Nasza Polsko-sarmacka mentalność w dalszym ciągu nie widzi nic złego w dawaniu dzieciom klapsów, 1/3 rodaków uważa, że „dobre lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło”, a politycy nie mają nic przeciwko temu, że w „muzułmańskich” rzeźniach w okrutny sposób zabija się zwierzęta co jawnie łamie konstytucję. To co nas w dużej mierze pochłania to wojny smoleńskie, walka o życie bytów nienarodzonych, pochody multipleksowe i śledzenie pyskówek inteligentnych asów polityki a’la Niesiołowski. Teraz na jakiś czas pochłonie nas „pyłkarskie szaleństwo”.
Te zdania nie świadczą o tym, że sądzę iż źle się stało, że mamy euro. Liczę po prostu na to, że mentalnie kiedyś dogonimy Europę i zamiast piłki wykopiemy w końcu z Polski zabobony, nierzadkie grubiaństwo, chamstwo, lęk przed nieuchronnymi zmianami czy aprobatę dla polityki sloganów, agresji i siermiężnego PR. Parafrazując klasyka mam nadzieję na to „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”.